Droga przez Księstwo Cieszyńskie, czyli jak dawniej podróżowano

Dawne Księstwo Cieszyńskie to liczący zaledwie 2282 km² obszar położony w samym środku Bramy Morawskiej – swoistego obniżenia terenu pomiędzy Sudetami a Karpatami umożliwiającego od czasów najdawniejszych podróżowanie pomiędzy południem a północą Europy. Tak dogodne położenie sprawiło, że Księstwo Cieszyńskie stało się ważnym centrum tranzytowym Europy Środkowo-Wschodniej.


Ludzie podróżowali tędy praktycznie od zawsze. Pierwsze ślady bytności człowieka w tym regionie Europy pochodzą sprzed 783 tys. lat p.n.e. Osadnictwo było jednak czasowe, aniżeli stałe. Potwierdza to fakt, iż Ziemia Cieszyńska pełniła wówczas jedynie rolę komunikacyjną. W czasach rzymskich przebiegały tędy ważne dalekosiężne szlaki handlowe i ciągi komunikacyjne, o czym świadczą luźne znaleziska archeologiczne z tego okresu. Najbardziej znany jest bursztynowy szlak, którego jeden z licznych wariantów prowadził wzdłuż doliny rzeki Olzy i wiódł kupców z południa w stronę Morza Bałtyckiego.

Na styku przebiegających od tysiącleci przez Bramę Morawską traktów komunikacyjnych zaczęto w czasach słowiańskich zakładać pierwsze stałe osady o funkcjach handlowych. Najważniejszą i najstarszą jest Cieszyn, który stał się siłą napędową i rozwojową dla całego regionu, a także stolicą późniejszego, samodzielnego księstwa. To właśnie w Cieszynie odnaleziono ślady kontaktów z Bizancjum na przełomie XII i XIII wieku, czego dowodem jest znaleziona na terenie Góry Zamkowej pieczęć patriarchy Jerozolimy – Aymara.


Księstwo na europejskich szlakach

W średniowieczu przez teren Księstwa Cieszyńskiego wiodły dwa ważne europejskie szlaki handlowe. Pierwsza trasa prowadziła z Opawy i Raciborza w stronę Węgier. Na terytorium księstwa rozpoczynała się w okolicach Ostrawy i Bogumina, dalej prowadząc wzdłuż koryta rzeki Olzy do Cieszyna i Jabłonkowa. Podróżowanie tym szlakiem było wygodne, gdyż poszczególne miasta były od siebie oddalone o około 30–40 km, czyli dokładnie tyle, ile zazwyczaj pokonywano w ciągu jednego dnia drogi. Oznacza to, że karawany kupieckie lub posłowie w dogodnych warunkach przebywali Księstwo Cieszyńskie w ciągu dwóch dni, nocując w poszczególnych miastach. Ostatnim przystankiem był zatem Jabłonków, gdzie podróżujący mogli odpocząć przed dalszą drogą na Węgry do miasteczka o nazwie Żylina.

Drugi ze szlaków był częścią drogi z Krakowa do Wiednia, skąd następnie można było wędrować przez Alpy do słonecznej Italii. Podróżnicy z Krakowa, idąc przez Oświęcim i Pszczynę, wchodzili na terytorium Księstwa Cieszyńskiego w Strumieniu, gdzie znajdowała się komora celna. Szlak prowadził dalej przez Skoczów do Cieszyna i Frydka, który był ostatnim przystankiem w drodze na Morawy. Ta trasa miała istotne znaczenie komunikacyjne od XIV do co najmniej połowy XVI wieku.

Tereny Księstwa Cieszyńskiego, prócz wymienionych traktów komunikacyjnych o znaczeniu międzynarodowym, przecinały również szlaki o znaczeniu bardziej lokalnym, które w dużej mierze były z nimi powiązane. Na szczególną uwagę zasługują niewątpliwie dwa z nich. Od późnego średniowiecza aż do końca XVIII wieku przez teren księstwa prowadził tzw. szlak miedziany, którym transportowano miedź wydobywaną w dolinie rzeki Poprad (obecnie na Słowacji) na północ do Hamburga i dalej drogą morską do innych zakątków świata. Szlak rozpoczynał się w Jabłonkowie i prowadził dalej przez Cieszyn i Bogumin do Opawy. Stamtąd wiódł na Wrocław i Zgorzelec, łącząc się z najważniejszym traktem handlowym Europy – Via Regia.

Innym ważnym szlakiem handlowym, którego znaczenie wzrosło w XV wieku, był szlak solny. Tą drogą transportowano sól wydobywaną w Bochni i Wieliczce do Księstwa Cieszyńskiego. Książęta cieszyńscy posiadali monopol na eksport soli wielickiej i bocheńskiej do Europy Zachodniej, toteż wszystkie transporty soli trafiały do składów solnych w Bielsku, Skoczowie i Cieszynie, skąd w zależności od zamówień i z odpowiednią marżą cenową ruszały na zachód.

Średniowieczne szlaki handlowe przebiegające przez tereny Księstwa Cieszyńskiego częściowo zostały „wchłonięte” w XVIII wieku przez nową Drogę Cesarską, łączącą odtąd Kraków i Wiedeń.


Zapłacisz albo Twoja podróż dobiegła końca

Przejazd przez tereny Księstwa Cieszyńskiego był w dawnych czasach regulowany prawnie. Nie można było ot tak sobie wjechać na terytorium zarządzane przez Piastów cieszyńskich, a później Habsburgów. Każdy podróżnik musiał uiścić myto, czyli stosowną opłatę za korzystanie z odcinka drogi wiodącej przez księstwo, i zapłacić cło od przewożonego towaru.

Myto i cło opłacane było w komorach celnych w miejscowościach granicznych, przez które przebiegały szlaki handlowe. Już na przełomie XIV i XV wieku myto zostało oddzielone od cła, toteż było ono jedynie opłatą za usługę, przejazd czy przeprawę. Warto zaznaczyć, że myto uiszczane na granicy księstwa nie obejmowało wszelkiego rodzaju udogodnień na trasie takich jak np. mosty. Za takie wygody trzeba było zapłacić dodatkowo, inaczej podróżnika czekała niezbyt komfortowa przeprawa przez rzekę. Przykładowo w 1505 roku na prośbę księcia cieszyńskiego Kazimierza II król czeski zezwolił mieszkańcom Skoczowa na pobieranie myta na moście przez rzekę Wisłę. Taka opłata wynosiła 6 halerzy od wozu kupieckiego i 2 halerze od wozu wieśniaczego.

Pobór myta stanowił ważną część dochodów książęcego skarbca. W 1626 roku 1 lutego księżna Elżbieta Lukrecja wynajęła na trzy lata pobór myta w Cieszynie, Skoczowie, Strumieniu, Bielsku i Jabłonkowie Żydom za cenę 2100 złotych reńskich rocznie. Pobór odbywał się według załączonej przez księżną instrukcji i stawek myta. Księżna zaoferowała też swoim najemcom ewentualną pomoc książęcych urzędników.

Myto i cło były ustalonymi prawnie opłatami, jednak prawu towarzyszy zazwyczaj bezprawie, dlatego przejeżdżający przez Księstwo Cieszyńskie musieli się liczyć z dodatkowymi kosztami w postaci haraczu na rzecz zbójników, a czasem nawet utratą własnego życia. Choć najsłynniejszym zbójem jest Ondraszek zwany czasem Panem Łysej Góry, to podobnych typów spod ciemnej gwiazdy w historii regionu były dziesiątki. Ów Ondraszek, a właściwie Ondra Szebesta, syn wójta Janowic, zbójował przy szlakach koło Frydka na przełomie XVII i XVIII wieku. Miał on jednak swoich poprzedników jak choćby łotra Xaviera Joachima zwanego Podciepem, napadającego karawany poczciwych kupców na szlaku z Ostrawy do Cieszyna, czy rycerza-rozbójnika Bełkę, nękającego swoje ofiary na trasie z Jabłonkowa do Cieszyna. Koło Bielska grasował zaś niejaki Klimczak, a jego kryjówką było wzgórze o nazwie Goryczna Skałka, nazwana później od kryjówki zbója Klimczokiem. Owi czterej delikwenci byli zaledwie hersztami zbójeckich band, które stanowiły ogromne zagrożenie dla podróżników.

Książęta cieszyńscy, pobierając myto, mieli obowiązek zapewnić podróżnym komfort podróży i bezpieczeństwo, toteż wielokrotnie podejmowano próby rozprawienia się ze zbójeckim półświatkiem. Często stosując w tym celu wyszukane, efektowne i publiczne egzekucje owych złoczyńców, które miały na celu odstraszenie potencjalnych sympatyków zbójeckiego procederu. Pierwsze wzmianki na temat prób zwalczania rozbójnictwa przy granicy Księstwa Cieszyńskiego z Królestwem Polskim pochodzą z XIV wieku, kiedy to 12 czerwca 1397 roku książę cieszyński Przemysław I Noszak zawarł z królem polskim Władysławem Jagiełłą układ o współpracy przygranicznej w zwalczaniu rozbójnictwa. Ze zbójowaniem na wschodnich rubieżach księstwa musieli sobie jednak radzić też kolejni książęta cieszyńscy, szczególnie po tym, kiedy cała sąsiednia Żywiecczyzna trafiła w 1457 roku w ręce rycerzy-rozbójników Włodka i Bożywoja Skrzyńskich. Jedynym zajęciem owych delikwentów było zbójowanie na pograniczu Królestwa Polskiego, Królestwa Węgierskiego i Księstwa Cieszyńskiego. Sprawę rozwiązano dopiero w 1465 roku, kiedy Skrzyńscy zostali zmuszeni do sprzedania Żywca i okolic królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi. Również książę Kazimierz II cieszyński jako starosta generalny Górnego i Dolnego Śląska wykazał się ogromną stanowczością w zwalczaniu przygranicznego rozboju na przełomie XV i XVI wieku. Później jego następca Wacław III Adam nieomal całkowicie opróżnił skarbiec książęcy na budowę szańców przy najważniejszych szlakach handlowych biegnących przez pasma górskie na trójstyku Królestwa Polskiego, Królestwa Węgierskiego i Księstwa Cieszyńskiego. Kazał je zbudować w obawie przed inwazją turecką, ale dzięki stałej obecności wojsk książęcych w górskich kotlinach chwilowo rozwiązał problem rozbojów.

Przetrwałeś, podróżujesz dalej, ale pamiętaj o powrocie

W dawnych czasach człowiek, jeżeli nie musiał wyruszać w podróż, po prostu nie opuszczał swojej rodzinnej miejscowości, ewentualnie regionu, który zamieszkiwał. Podróż wtedy wcale nie należała do przyjemności, za to na pewno wiązała się licznymi przygodami, jakie dziś możemy sobie już tylko wyobrazić.

Pomimo zbójeckich napadów droga przez Księstwo Cieszyńskie była jedną z najbardziej komfortowych i bezpiecznych. Dolina Olzy oferowała w miarę łagodną i szybką przeprawę. Podróż pomiędzy Bielskiem a Frydkiem, z odpoczynkiem w Cieszynie, trwała niecałe dwa dni (dziś ta trasa zajmuje niecałą godzinkę, jeżeli skorzystamy z dobrodziejstw dróg szybkiego ruchu). Szlaki handlowe były raczej dobrze przygotowane i na podróżnych nie czyhały niespodzianki znane z innych rejonów Europy, gdzie droga nagle się urywała, a podróżny przepadał bez wieści. Poważniejsze problemy czekały na tych, którzy wędrowali dalej na południe przez Alpy.

Zasadą, jakiej trzymali się podróżnicy, było organizowanie swoich wypraw prawie wyłącznie od wiosny do jesieni. Zimą nawet najlepiej przygotowane szlaki były ogromnym zagrożeniem – szczególnie kiedy trzeba było pokonać tereny górskie.

Dawnym podróżnikom nieobcy był widok rozkładających się wzdłuż szlaków ciał tych, którzy z jakiejś przyczyny nie dotarli do wyznaczonego sobie celu. Jednych wędrowców dopadli zbójnicy, a ich szczątki pozawieszali na przydrożnych drzewach, inni podróżujący padli z wycieńczenia lub z powodu choroby, a jeszcze inni zeszli z tego świata zagryzieni przez dzikie zwierzęta.

Jakakolwiek podróż wiązała się z ogromnymi kosztami. Po drodze trzeba było opłacić niejedno myto, w karczmie trzeba było się najeść do syta, a jeśli ktoś nie chciał spać pod chmurką, to musiał zabrać ze sobą całkiem pokaźną sumę pieniędzy. Niejednokrotnie podróżnicy podejmowali się pracy u życzliwych gospodarzy, choćby za bochen chleba czy kufel piwa.

W XXI wieku, kiedy podróż zajmuje nam dosłownie chwilę, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, czym było podróżowanie jeszcze 200–300 lat temu. Dziś autobus czy pociąg dowiozą nas do Krakowa w 3–4 godziny, dawniej taka podróż trwałaby około tygodnia, a powrót do domu byłby wielką niewiadomą. Nie czyhają na nas hordy rozbójników, nie zapłacimy za przejazd przez most, a jak nie starczy nam gotówki, to nie będziemy musieli brodzić po pas w wodzie, żeby przedostać się na drugą stronę rzeki...